Jest coś niezwykłego w przyjaźni dwóch
kobiet. Jest coś magicznego w przyjaźni dwóch dziewczyn, które razem,
naprzemiennie trzymając i puszczając swoje dłonie, doszły do miejsca zwanego
kobiecością.
Niedawno minęło sześć lat odkąd pierwszy
raz, na uniwersyteckim korytarzu uścisnęłam dłoń mojej przyjaciółce z Zachodu.
Miała wtedy półdługie włosy w słomkowym odcieniu, które spuszone u dołu
tworzyły aureolę nad jej drobną twarzą. Nie wiedziałam, że sama będę później
nosić tę workowatą, różową sukienkę, którą miała tego dnia na sobie. Nie
wiedziałam, że przyjaźń może przybrać takie odcienie. Nie znałam ani minuty z
jej wcześniejszego życia, ale poznam każdą sekundę stojącej przed nią
przyszłości.
Czasem oddalałyśmy się od siebie, by
sprawdzić bliskość z innymi ludźmi, przekonać się jak mogą smakować rozmowy z
kimś niepodobnym do tej drugiej. Ktoś do nas dochodził, ktoś odchodził, od
kogoś odchodziłyśmy my, ktoś inny gubił się po drodze, chwilami gubiłyśmy
siebie. Wszystko po to, by zejść się jak gdyby nigdy nic. Zmęczone błądzeniem
wśród obcych, pukałyśmy wówczas do swych drzwi, siadałyśmy przy stole,
zaparzałyśmy to, co było pod ręką i grzejąc dłonie w poczuciu zrozumienia
wracałyśmy do miejsca, w którym skończyłyśmy poprzednią rozmowę.
Kiedyś myślałam, że przyjaźń to
nierozłączność, wieloletnie spędzanie czasu razem, zbliżone poczucie humoru i
ta sama grupa znienawidzonych rzeczy i ludzi. Dziś uważam, że przyjaźń między
dwoma kobietami to trudna do wytłumaczenie, piękna relacja na pograniczu
siostrzeństwa i romantycznego związku dusz.
Jest coś mistycznego w relacji dwóch
dziewczyn będących w drodze ku kobiecości. Coś, co składa się z okruszków
dzieciństwa, dojrzewających kropelek codzienności, miniaturowych gestów,
strzępków tajemnic, drzazg wspomnień i chropowatych słów. A jednocześnie coś
przepełnionego po brzegi opieką, obfitego w czułość i twardego jak diament. Coś
racjonalnego i niewytłumaczalnego jednocześnie.
To nieprawda, że najbardziej intymną formą
bliskości jest seks. Najbardziej intymna, mająca silny związek z
biologicznością i ciałem relacja to przyjaźń dwóch kobiet, które razem
wchodziły w dorosłość. Relacja inicjacyjna. Pozbawiona konwenansów i granic.
Pozbawiona wszystkiego, co wypada i nie wypada przy sobie robić. Pozbawiona
wstydu, a przepełniona dotykiem, dbaniem o siebie wzajemnie. Ciało tej drugiej,
jej palce ścierające Twoją rozmazaną, pijacką pomadkę. Jej dłoń zakończona
szczotką, przesuwająca zdecydowanie po Twoich włosach. Nikotynowe opuszki
zbierające Twoje łzy, gdy czujesz, że wszystko staje przeciwko. Lekcje, które
dajecie sobie wzajemnie. Błędy, na których trudno nauczyć się czegokolwiek.
Wasze ciała uzbrojone w bawełniane figi porównujące wzajemnie to, co obłe i
odstające, wstydliwe i ukryte. Twoje niepewne ruchy, gdy na chwiejnych nogach
prosi, byś poprawiła jej makijaż. Twoje odmarzające pośladki, gdy czekasz aż
zakończy walkę z obszczaną, publiczną toaletą. Jej o pięć numerów za małe
skarpety na Twoich stopach w numerze 41. Mina jej byłego faceta, gdy wypychasz
go za drzwi. Miny wszystkich innych ludzi, przed którymi musicie się strzec.
Drganie kącików, gdy łapiecie się wzrokiem mówiąc „Dobrze, że znów jesteś
obok”. Hektolitry wypitej kawy, herbaty, oplutych ze śmiechu ekranów, tysiące
wysłanych na komunikatorze wiadomości, emotikonek, uśmiechów. Setki rozmów o
decyzjach, przed którymi nie możesz jej uchronić. Ale stoisz z tyłu, gotowa by
przytrzymać, gdy coś się pod nią osunie.
Podobno osoby, które mamy wokół siebie to
efekty osobistych wyborów. Tutaj nie wiem. Czy to ja wybrałam ją, ona mnie,
ktoś wybrał za nas, a może nikt nie wybierał, może ktoś tylko na siebie czekał
całe życie? Tak, jak czeka się na miłość, dziecko, podróż i śmierć? Jak to się
stało, że leżę w jej wannie, a ona szczotkuje zęby nic sobie z tego nie robiąc,
ta obca mojej rodzinie osoba, a mnie najbliższa, rozumiejąca więcej niż
wszystkie gałęzie mojego drzewa genealogicznego razem wzięte? Czy to w ogóle
możliwe, że urodziły nas inne matki? Czy jest coś, co byłoby w stanie to
zniszczyć? Co się stanie z nami, gdy zmienimy się w matki, żony, babcie?
PS Tekst dedykowany przyjaciółkom z
Zachodu i Wschodu, co to samo imię noszą. Kocham Was i nienawidzę, że
wyjebałyście na wszystkie strony świata!