środa, 14 stycznia 2015

I jak? Dziękuję, po chuju.

Co spotyka omdlewającą z głodu kobietę, która po pracy napędzanej croissantem i serkiem homogenizowanym heroicznie udaje się na zakupy do drogerii (nie, nie - żadne przyjemności - domestosy, sól do zmywarki, dziesiątki kilogramów chemicznych proszków i płynów upchanych w plastikowych butelkach/wiaderkach/torebkach), apteki (infekcja w domu morenowym) i Tesco (obiad!)? Spis poniżej.

1) Taszczysz zdrętwiałymi rękami cztery siaty zakupów. Na ramieniu, niczym Chrystus, dźwigasz torebkę wielkości max. W tejże torebce między innymi: pięciuset stronnicowa książka w twardej okładce, portfel wypchany po brzegi wszystkim, tylko nie pieniędzmi, kosmetyczka, stare bilety i noszone od poniedziałku jabłko, którego nie zdążyłaś zjeść. Co kilka kroków szepczesz pod nosem "Dam radę. Kurwa, już nie mogę, ale dam radę!". Niespodziewanie wiatr zwiewa Ci szalik, którego ni chuja nie da się założyć z powrotem, bo nie dorobiłaś się jeszcze trzeciej ręki. 24 rok życia to ciężka praca nad garbem, ręka może przyjdzie do Ciebie z czasem.

2) Ten sam wiatr wpierdala Cię w kałużę. W efekcie potykasz się o własne nogi. Skupiona na łapaniu równowagi rwiesz jedną z siatek. Detergenty spadają w błotną breję niczym manna z Nieba. Odprowadzana zażenowanym spojrzeniem przechodniów nie wiesz nawet, czy wszystko udało się pozbierać do kupy. O 17:30 w styczniu ciemno przecież jak w dupie.

3) Pokonałaś drogę do domu. Przed Tobą jeszcze tylko wspinaczka na drugie piętro. Ale nie ma tak łatwo: światło na klatce schodowej gaśnie właśnie wtedy, gdy próbujesz włożyć klucz do zamka. Siaty upadają po raz drugi.

4) Jesteś w domu. Siaty upadają po raz trzeci. Ostatni. Raniąc przy tym kociego domownika.

5) Kupiłaś produkty do przyrządzenia pożywnej, włoskiej, pomidorowej zupy-krem urozmaiconej serkiem mascarpone. Po dwóch godzinach robienia wywaru mięsno-warzywnego wyciągasz blender celem zmiksowania wszystkich składników na aksamitną papkę. Jakież jest Twoje zdziwienie, gdy okazuje się, że BLENDER NIE DZIAŁA (a jeszcze niedawno chwaliłaś się koleżankom na kursie, że Twój niezawodny blender kruszy nawet lód)!

6) Zdruzgotana dzwonisz pożalić się konkubentowi. ("Umrę z głodu! Jak wrócisz będę leżała sztywna pod lodówką! Czym mam to zmiksować, spieniaczką!?")  Sfrustrowana postanawiasz zjeść zupę bez miksowania. Farfocle warzywne w wodzie. Pycha! Otwierasz świeże opakowanie serka mascarpone z napisem "Made in Italy" i co? I to, kurwa jego mać, że SEREK MA KOŻUSZEK Z PLEŚNI na wierzchu! Nowy serek, kupiony dwie godziny wcześniej!


Głodna, z obolałymi łapami, infekcją dróg rodnych i niezmytym od 7 rano makijażem trzaskasz miseczką o podłogę uderzając w ryk. Ewentualnie dzwonisz po pizzę. W ostateczności zjadasz kupione Konkubentowi w prezencie przeprosinowym (jeszcze niewręczone, rzecz jasna) opakowanie Ptasiego Mleczka. Koniec końców i tak czujesz się możliwie najchujowiej w świecie. Plusy? Dziś już nic nie jest w stanie Cię zaskoczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz