Co spotyka omdlewającą z głodu kobietę, która po pracy napędzanej
croissantem i serkiem homogenizowanym heroicznie udaje się na zakupy do
drogerii (nie, nie - żadne przyjemności - domestosy, sól do zmywarki,
dziesiątki kilogramów chemicznych proszków i płynów upchanych w plastikowych butelkach/wiaderkach/torebkach),
apteki (infekcja w domu morenowym) i Tesco (obiad!)? Spis poniżej.
1) Taszczysz zdrętwiałymi rękami cztery
siaty zakupów. Na ramieniu, niczym Chrystus, dźwigasz torebkę wielkości max. W
tejże torebce między innymi: pięciuset stronnicowa książka w twardej okładce,
portfel wypchany po brzegi wszystkim, tylko nie pieniędzmi, kosmetyczka, stare
bilety i noszone od poniedziałku jabłko, którego nie zdążyłaś zjeść. Co kilka
kroków szepczesz pod nosem "Dam radę. Kurwa, już nie mogę, ale dam
radę!". Niespodziewanie wiatr zwiewa Ci szalik, którego ni chuja nie da
się założyć z powrotem, bo nie dorobiłaś się jeszcze trzeciej ręki. 24 rok
życia to ciężka praca nad garbem, ręka może przyjdzie do Ciebie z czasem.
2) Ten sam wiatr wpierdala Cię w kałużę. W
efekcie potykasz się o własne nogi. Skupiona na łapaniu równowagi rwiesz jedną
z siatek. Detergenty spadają w błotną breję niczym manna z Nieba. Odprowadzana
zażenowanym spojrzeniem przechodniów nie wiesz nawet, czy wszystko udało się pozbierać
do kupy. O 17:30 w styczniu ciemno przecież jak w dupie.
3) Pokonałaś drogę do domu. Przed Tobą
jeszcze tylko wspinaczka na drugie piętro. Ale nie ma tak łatwo: światło na
klatce schodowej gaśnie właśnie wtedy, gdy próbujesz włożyć klucz do zamka.
Siaty upadają po raz drugi.
4) Jesteś w domu. Siaty upadają po raz
trzeci. Ostatni. Raniąc przy tym kociego domownika.
5) Kupiłaś produkty do przyrządzenia
pożywnej, włoskiej, pomidorowej zupy-krem urozmaiconej serkiem mascarpone. Po
dwóch godzinach robienia wywaru mięsno-warzywnego wyciągasz blender celem
zmiksowania wszystkich składników na aksamitną papkę. Jakież jest Twoje
zdziwienie, gdy okazuje się, że BLENDER NIE DZIAŁA (a jeszcze niedawno
chwaliłaś się koleżankom na kursie, że Twój niezawodny blender kruszy nawet
lód)!
6) Zdruzgotana dzwonisz pożalić się
konkubentowi. ("Umrę z głodu! Jak wrócisz będę leżała sztywna pod lodówką!
Czym mam to zmiksować, spieniaczką!?") Sfrustrowana postanawiasz
zjeść zupę bez miksowania. Farfocle warzywne w wodzie. Pycha! Otwierasz świeże
opakowanie serka mascarpone z napisem "Made in Italy" i co? I to,
kurwa jego mać, że SEREK MA KOŻUSZEK Z PLEŚNI na wierzchu! Nowy serek, kupiony
dwie godziny wcześniej!
Głodna, z obolałymi łapami, infekcją dróg
rodnych i niezmytym od 7 rano makijażem trzaskasz miseczką o podłogę uderzając
w ryk. Ewentualnie dzwonisz po pizzę. W ostateczności zjadasz kupione
Konkubentowi w prezencie przeprosinowym (jeszcze niewręczone, rzecz jasna)
opakowanie Ptasiego Mleczka. Koniec końców i tak czujesz się możliwie
najchujowiej w świecie. Plusy? Dziś już nic nie jest w stanie Cię zaskoczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz