niedziela, 3 maja 2015

Wiosna, wiosna. [Prych!] Wiosna, [Kich] to Ty!

Dopadła mnie jakaś silna alergia. Zaraza rozwija się mniej więcej od miesiąca. Rozpoczęła się niewinnie, astmatycznymi dusznościami. Następnie, sączącymi się wydzielinami objęła drogi oddechowe. Od oskrzelików, przez gardło, aż po uszy – wszystko zapchane. Gdy zaczęłam czuć niepokojące objawy, grzecznie zarejestrowałam się do lekarza specjalisty. Pani w recepcji zaśpiewała 3 stówy. Karta bankomatowa zwiędła rozpaczliwie.

W przeddzień wizyty wszystko przeszło jak ręką odjął. To dopiero magia pieniądza! Grzecznie odmówiłam spotkania z lekarzem. Konkubent krzyczał, groził, napominał: „Idź, bo zaraz Ci się pogorszy i będziesz biadolić.” A co ty tam wiesz! Pomyślałam. Terminator Kłosińska przeżyje wszystko, nawet wojnę z rozbieganym alergenem!

[Tymczasem.]

Weekend majowy rozpoczęłam grzecznie - stertą białych, mięciutkich chusteczek. Później przyszła kolej na papier toaletowy. Rumiankowy, w tłoczone stokrotki. Po trzech dniach radę daje tylko papierowy ręcznik kuchenny. Szorstki, ale przynajmniej kolorowy, imieniem Regina. Obawiam się, że za jakiś czas zacznę wyrywać kartki z ulubionych książek.

Kicham, prycham. Kaszlę podduszając się regularnie. Zipię. Biadolę Konkubentowi jak jest źle. Oj, jak ciężko, tak ciężko. Ojojoooj!

„Konkubencie.” – zwracam się zbolałym głosem wydobywającym się przez nozdrza – „Zobacz jak mnie dopadło, co ja mam robić teraz?! Bożesz, umrę tej wiosny! W kwiecie wieku! Czuję jak mi twarz rozrywa przy kichaniu. Za chwilę, przy wydmuchiwaniu nosa znajdę na papierze kawałki mózgu i płuc!”

„Dopóki nie pójdziesz do lekarza nie chcę słuchać o żadnych objawach. – odpowiada stanowczo – Żadnych skarg i żalenia się. Nic mnie to nie obchodzi. A, kaszleć i smarkać też nie możesz. Za-kaz!”

[Wieczorem.] Przed położeniem się do łóżka.

Kiwam się niemrawo na kanapie w salonie. Z przymkniętymi powiekami walczę z potrzebą snu. Jestem dzielna. Dam radę. Będę zwycięzcą. Konkubent (okrutnik!) wygodnie rozwalił się w sypialni. Po chwili, jak przez wodę, dochodzi mnie jego pytanie:

„A Ty co, nie idziesz do łóżka?”


Odpowiadam rzeżąc chrapliwie: „Nie mogę. Smarkam i kaszlę. Zabroniłeś mi smarkać i kaszleć, pamiętasz? Dziś prześpię się na kanapie. Pod kołdrą dla gości. Umrę w samotności.”