Dopadła
mnie jakaś silna alergia. Zaraza rozwija się mniej więcej od miesiąca.
Rozpoczęła się niewinnie, astmatycznymi dusznościami. Następnie, sączącymi się
wydzielinami objęła drogi oddechowe. Od oskrzelików, przez gardło, aż po uszy –
wszystko zapchane. Gdy zaczęłam czuć niepokojące objawy, grzecznie
zarejestrowałam się do lekarza specjalisty. Pani w recepcji zaśpiewała 3 stówy.
Karta bankomatowa zwiędła rozpaczliwie.
W
przeddzień wizyty wszystko przeszło jak ręką odjął. To dopiero magia pieniądza!
Grzecznie odmówiłam spotkania z lekarzem. Konkubent krzyczał, groził,
napominał: „Idź, bo zaraz Ci się pogorszy i będziesz biadolić.” A co ty tam
wiesz! Pomyślałam. Terminator Kłosińska przeżyje wszystko, nawet wojnę z
rozbieganym alergenem!
[Tymczasem.]
Weekend majowy rozpoczęłam grzecznie - stertą białych, mięciutkich
chusteczek. Później przyszła kolej na papier toaletowy. Rumiankowy, w tłoczone
stokrotki. Po trzech dniach radę daje tylko papierowy ręcznik kuchenny.
Szorstki, ale przynajmniej kolorowy, imieniem Regina. Obawiam się, że za jakiś
czas zacznę wyrywać kartki z ulubionych książek.
Kicham, prycham. Kaszlę podduszając się regularnie. Zipię. Biadolę
Konkubentowi jak jest źle. Oj, jak ciężko, tak ciężko. Ojojoooj!
„Konkubencie.” – zwracam się zbolałym głosem wydobywającym się
przez nozdrza – „Zobacz jak mnie dopadło, co ja mam robić teraz?! Bożesz, umrę
tej wiosny! W kwiecie wieku! Czuję jak mi twarz rozrywa przy kichaniu. Za
chwilę, przy wydmuchiwaniu nosa znajdę na papierze kawałki mózgu i płuc!”
„Dopóki nie pójdziesz do lekarza nie chcę słuchać o żadnych
objawach. – odpowiada stanowczo – Żadnych skarg i żalenia się. Nic mnie to nie
obchodzi. A, kaszleć i smarkać też nie możesz. Za-kaz!”
[Wieczorem.] Przed położeniem się do łóżka.
Kiwam się niemrawo na kanapie w salonie. Z przymkniętymi powiekami
walczę z potrzebą snu. Jestem dzielna. Dam radę. Będę
zwycięzcą. Konkubent (okrutnik!) wygodnie rozwalił się w sypialni. Po
chwili, jak przez wodę, dochodzi mnie jego pytanie:
„A Ty co, nie idziesz do łóżka?”
Odpowiadam rzeżąc chrapliwie: „Nie mogę. Smarkam i kaszlę.
Zabroniłeś mi smarkać i kaszleć, pamiętasz? Dziś prześpię się na kanapie. Pod
kołdrą dla gości. Umrę w samotności.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz