środa, 7 stycznia 2015

Czy popierdoleniec wie, że jest popierdolony?

Wczoraj wróciłam z pracy z przemożnym pragnieniem rzucenia wszystkiego i wyjechania na wolontariat na koniec świata. Tak po prostu. (Nie, konkubent się nie rozmyślił, praca póki co też nie. Nawet z rodzeństwem jestem w niebywale stabilnym kontakcie.) Siedzę, siedzę (myślę i myślę). Popijam kawkę, herbatkę. Pożeram ciastka na przemian z literami. I nagle... Chrupie gdzieś w mostku niepokój. Łaskocze pragnienie zdobycia czegoś wprost proporcjonalnie niestabilnego. Wychodzę na ulicę. Nogi niosą. Nie dam rady wsiąść do autobusu. Rozniosą mnie myśli. Cisnę z buta trasę Wrzeszcz Dolny - Morena. Mróz przypieka popękane naczynka.

"Powinnaś wyjechać do Nowej Zelandii!" - słyszę spod cebulek włosów. "Co prawda nie masz oszczędności, bo wszystko pożarło czekające na odbiór mieszkanie, ale myślę, że to doskonały moment na takie zmiany." Przytakuję siostrze w głowie.

Wieczorem dzielę się pomysłem z konkubentem. Jakież jest moje zdziwienie, gdy NIE słyszę: "Czyś Ty oszalała?! I ja mam tu sam zostać z remontem na bani?! Jesteś nie-od-po-wie-dzial-na!"

Zamiast tego umiłowany mój odkłada obklejony kaszą jaglaną widelec, przełyka liść rukoli i tako oto rzecze:

"Jeśli chcesz to możemy coś takiego zrobić."

Pioruny szczęścia rozszarpują mi wnętrze. Zaraz po tym opluwam mu obiad: "SERIOOO?!"

"Pewnie, ale może najpierw, nie wiem, pojedź sobie do A. z Zachodu. (Moje przyjaciółki dzielą się na A. z Zachodu i A. ze Wschodu. Jako, że posiadają to samo imię - taka jedna wielka przyjaciółka w dwóch ciałach - konkubent rozróżnia je za pomocą geografii.) Na kilka dni. Sama. (Sama oznacza bez konkubenta.)"

Tutaj, w odpowiedzi pada moje zwątpienie w słuszność stabilności. ("Stabilizacja nie jest dla mnie. Dzieci nie są dla mnie. Śluby...") W pracę od 8-16. W ten kredyt, cośmy go wzięli. W pokonywanie codziennie tej samej drogi, widywanie tych samych twarzy...

Godzinę później napierdalając rytmicznie w klawiaturę informuję A. z Zachodu o wszystkich pomysłach zrodzonych z poniedziałku. Jako, że usposobienie mamy podobne, wyobrażam sobie, że czytając wiadomość nawet nie podniosła brwi zdziwienia.

"A może masz ochotę na wspólną podróż. Tylko we dwie? (Z plecakiem i wygodnymi butami)." - zaproponowała swoje.

15 minut później jestem już gotowa do wakacyjnego zdobywania wąskich serpentyn Albanii z moją przyjaciółką zachodnią, feministką made in Poland, co to chciała Niemca!
___________________________________

"Sławek, czy ja jestem popierdolona, że mam takie pomysły?" - zachodzę w głowę obgryzując odpryśnięty lakier z paznokcia na wskazującym palcu.

"Chyba nie - odpowiada szczerze wyglądając znad monitora - ale ja to się słabo znam na ludziach."
__________________________________


Czuję ulgę. Przemożną ulgę zrozumienia. :)

1 komentarz:

  1. Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.

    OdpowiedzUsuń