czwartek, 30 października 2014

Do ciotki nad morze.

Planujemy telefonicznie z metrem trzydzieści jego jutrzejszy przyjazd do wujostwa nad morze. Mały jest tak podekscytowany, że zapomina oddychać, posapuje i łyka szklanki powietrza. Od czasu, do czasu udaje mu się coś wybełkotać. Jako, że od niedawna radzi sobie z głoską „r”, często wymawia ją z przesadną poprawnością:
1.30 m: "Bab... Ciocia! A masz pajawan? Taki na plażę parrrrrrawan?"
Ja: "Parrrrawan? Nieee, nie mam.” Odpowiadam zatrrrrrwożona i obliczam w myślach jak barrrrrrdzo spadły moje notowania na giełdzie ciotka roku.
1.30 m: "Szkooooda.” Głosik cichnie, ale jego amplituda wzrasta po chwili: „To Mama nam kupi!”
Ja: „Ale po co Ci ten parrrrrawan?!”
1.30 m: „No jak to? Trzeba mieć parrrrrrrawan, żeby inni nas nie widzieli! Żeby nie widzieli mojego dzwoneczka!"
Ja: "Przecież nie będą widzieli, bo będziesz miał majtki!" Ja, bezwstydnica, co wyrusza na plażę bez parrrrrawanu, pukam się w głowę i przywołuję pruderyjnego siedmiolatka do porządku.
1.30 m: "No niby tak..." - wdycha głośno mały człowieczek po drugiej stronie słuchawki – „A wiesz, że mam nowe majtki na plażę? W samoloty! I jeszcze wezmę kjokodyja takiego duźegoo i piłkę! I taką jujkę pod pachy!”
Ja: „Takie pływaczki pod pachy, żebyś się nie utopił?!”
1.30 m: „Nieee. Ujkę pod pachy! Taką, żebym się nie pocił!”
Ja: „Kulkę pod pachy?!” – zgaduję i nie dowierzam własnym uszom. W głowie planuję mord na zbrodnialcu, który raczył mu to kupić. – „Ale Ty jesteś dzieckiem, a dzieci się nie pocą tak bardzo.” – staram się wytłumaczyć.
1.30 m: „Ja się bardzo, bardzo pocę!” – Ucina bezdyskusyjnie.
Speszona roztaczam nadchodzącą nieuchronnie wizję wyprawy na plażę z wielkim, dmuchanym krokodylem, takąż samą piłką, rozwrzeszczanym blondynem w gaciach z samolotami i antyperspirantem zamiast łopatki do piasku, w dłoni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz