czwartek, 30 października 2014

Przed snem.


Leżymy z mamą w łóżku. Między kołdrą, poduchami i kotem tulimy wielką, plastikową paczkę przesłodkich (i grzesznie kalorycznych) płatków do zalania mlekiem. To gadamy, to milkniemy na kilka minut udając, że śledzimy migający w telewizorze film. Systematycznie - raz z lewej (moja), raz z prawej (mamy), sprawnym ruchem dobywamy porcję dobrego zapychacza. Opakowanie trzeszczy przy tym niemiłosiernie, a chrupot rozgryzanych chrupków (albo chrupek, jak kto woli) przyprawia mnie o gęsią skórkę. Niespodziewanie, zapchana płatkami, świecąca chybotliwą sztuczną szczęką buzia mamy, wydaje z siebie niewyraźne i niespodziewane:
"A co chciałabyś mieć? Chłopca, czy dziewczynkę?"
Ta to ma pamięć, myślę sobie. Raz jest przebąknęłam o buldożku francuskim, na którego i tak Sławek się nie zgadza, a ona drąży, aby pogrążyć naszą konkubinacką harmonię. Upewniam się zatem do czego zmierza:
"Ale co masz na myśli? Psa, czy kota?"
Kota też bym jeszcze jednego przygarnęła, tego rachitycznego rudzielca, co się pod dom przypałętał. Papuga i królik również by nie zaszkodziły nowemu domostwu w budowie.
Matka wybałusza oczy, w których szatańsko odbijają się krwawe sceny telewizora. Jak leżała, tak siada. Głośno, wielkimi, nerwowymi kęsami gryzie kukikrisp. Przełyka, a wówczas z głębin jej przełyku wydobywa się syreni krzyk:
"Dzieeeeeckoooooo, Ty niemoto! Dzieckoooooo! Patrzcie, co za głupia! No co za głupia!"
Patrzcie, patrzcie. I uczcie się odpowiadać jak matka pyta, bo ja głupia mam z tym najwyraźniej problem.
Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz