Data: Poniedziałek.
Miejsce: Zagrypiony dom morenowy. Sypialnia. Łóżko, które z początkiem tygodnia stało się głównym siedliskiem bakterii wszelakich.
Bohaterowie: ja, rozwijająca wiedzę z zakresu dwudziestolecia międzywojennego, udająca, że twórczość Konopnickiej to rzecz przyprawiająca mnie o spazmy euforii oraz mój partner, a raczej partner mego życia, ojciec naszych kotów, czasem nazywany także współlokatorem - Sławek, w tej chwili zagrypiony jegomość, opętany frustracją pozostawionej w pracy ładowarki od lapa.
Miejsce: Zagrypiony dom morenowy. Sypialnia. Łóżko, które z początkiem tygodnia stało się głównym siedliskiem bakterii wszelakich.
Bohaterowie: ja, rozwijająca wiedzę z zakresu dwudziestolecia międzywojennego, udająca, że twórczość Konopnickiej to rzecz przyprawiająca mnie o spazmy euforii oraz mój partner, a raczej partner mego życia, ojciec naszych kotów, czasem nazywany także współlokatorem - Sławek, w tej chwili zagrypiony jegomość, opętany frustracją pozostawionej w pracy ładowarki od lapa.
Leżymy sobie bynajmniej nie w akcie miłości, a może i właśnie w niej, bo czy może być coś piękniejszego niż zasmarkany nos ukochanej osoby z lewej oraz dziurawe skarpety zdrowej połowy po prawej? W dolnej części łóżka, wąchając nasze stópki, zgodnie z codzienną już tradycją, uwalił się koci osobnik płci męskiej. Podsumowując: cisza jak makiem zasiał. Przerywa ją miarowe klikanie klawiatury.
Sławomir próbuje mnie zagadywać. W odpowiedzi dostaje po uszach słowopodobnymi wytworami mojej zajętej głowy. Zniecierpliwiony tak, jak tylko borykający się z grypą programista bez ładowarki potrafi być, pyta:
"A Ty co taka?"
"A Ty co taka?"
Z wypiekami na twarzy i wściekłym uśmiechem, nerwowo ciskając o klawiaturę zwierzam się:
"Mam weeeeenęęęę! Na mikroopowiadanko pt. "Jak w oczach promotora zostałam ku#rwą!"
Czuję jak następuje retardacja. Sekunda trwa minutę. Wiercimy się spojrzeniem. Oboje wiemy przecież jaką sytuację mam na myśli. Ale chyba tylko ja nie widzę w tym nic zdrożnego. Sławek nieruchomieje, twarz przybiera minę mówiącą "P#jebało ją, no do reszty p#jebało". Po chwili jednak zdumienie przechodzi w: "Nieeeee, nie zrobisz tego."
W końcu, mój poprawny politycznie towarzysz życia, sugeruje: "Bardzo fajnie, ale czy możesz to opublikować jak już się obronisz?"
W ten oto sposób zabity zostaje we mnie entuzjazm podzielenia się cynicznym spostrzeżeniem. Myślę sobie teraz, a co z fikcją literacką?! Z witkacowskim "niebabrać się!" w biografii autora!? I wracam potulnie do populistyczneo Tuwima i jego kfiprokfo.
To be continued*…
*po obronie, o ile takowa kiedykolwiek nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz