Jakiś czas temu rozprawialiśmy ze Sławkiem, że to już nie te czasy, kiedy sąsiad był od pożyczania cukru, mąki i jajka. I że to wielka szkoda, bo teraz tylko ignorowanie i udawanie, że się nikogo nie zna. Samotne, egoistyczne pielenie własnego ogródka.
Tymczasem. Od kilku dni w mieszkaniu obok rozlega się techno młota burzącego ścianę. Pomiędzy borowaniem i wierceniem następuje pukanie do moich drzwi (w klasycznym, polskim rytmie CWKS – Legia!).
„Czyżby wizyta duszpasterska? Przecież mówiłam, że nie przyjmujemy!” – myślę. Otwieram drzwi. Moim oczom ukazują się wielkie buciory, białe, wytarte kolana i ujebane dłonie.
„Cześć, ja tu teraz będę mieszkał. Zyga!” – koleś około trzydziestki wyciąga dłoń zwiniętą w żółwika. „Słucham!?” – nie ogarniam czego chce z tą pięścią. „Zyga!” – powtarza. Łapię w locie co ma na myśli. Przybijam. „Magda.”
„Czyżby wizyta duszpasterska? Przecież mówiłam, że nie przyjmujemy!” – myślę. Otwieram drzwi. Moim oczom ukazują się wielkie buciory, białe, wytarte kolana i ujebane dłonie.
„Cześć, ja tu teraz będę mieszkał. Zyga!” – koleś około trzydziestki wyciąga dłoń zwiniętą w żółwika. „Słucham!?” – nie ogarniam czego chce z tą pięścią. „Zyga!” – powtarza. Łapię w locie co ma na myśli. Przybijam. „Magda.”
Zyga puka jeszcze kilka razy, a to po klucz od piwnicy, klucz od śmietnika i inne.
Dziś znów słyszę tajny alfabet do drzwi „Legia!”, podskakuję na krześle. Otwieram.
Dziś znów słyszę tajny alfabet do drzwi „Legia!”, podskakuję na krześle. Otwieram.
„Cześć, wiem, że już masz mnie dosyć, ale odłączyłem gaz, a mam zupę...” Faktycznie, Zyga trzyma w dłoni zawinięty w starą bluzkę garnek zupy.
„Dobra, jasne, dawaj.”
Gdy zamykam drzwi słyszę jaka jestem super, extra odjazdowa. Podgrzewam zupę, a w domu unosi się gównopodobny zapach duszonego, starego pora…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz